Uroki inwentaryzacji

Zostałam ostatnio poproszona o wykończenie aplikacji (wygląd, UX/UI, testy), której głównym zadaniem miała być inwentaryzacja środków trwałych (konkretnie laptopów) w dużej, znanej organizacji.
Samo hasło inwentaryzacja od razu obudziło we mnie wspomnienia, kiedy przychodził ten magiczny moment w roku, a moi klienci przestawali odbierać telefony i zwyczajnie zapadali się pod ziemię na tydzień - a czasem i dłużej. Firmy zamierały, bo trzy czwarte pracowników dzielnie się organizowało i pomagało liczyć inwentarz na magazynie; w kontrolingu i finansach nie nadążali generować plików w Excelu z wyszukaj pionowo, żeby dowiedzieć się, co i gdzie przepadło, a w administracji wybuchała panika, bo nikt nie mógł doliczyć się monitorów, laptopów i telefonów. A przecież wszystko było notowane, protokoły przekazania wydawane.

- Jak to się stało, że co roku jest to samo? - pytał zarząd.

To nie były pojedyncze przypadki…

Co niektórzy decydowali się na korzystanie z firm, które usprawniały ten proces, a przynajmniej dostarczały zasoby do jego przeprowadzenia. Wówczas firma mogła dalej generować swoje usługi/produkty, a nie skupiać się na przeliczaniu lokalizacji magazynowych.

Nie orientuję się, ile ten coroczny chaos mógł kosztować tych przedsiębiorców. Domyślam się, że sporo.

Tak było kilka lat temu i gdzieniegdzie jest nadal. Technologia ruszyła do przodu… i okazuje się, że takie sytuacje faktycznie pozostaną w sferze wspomnień.

Aplikacja, którą dostałam do testów, opiera się na technologii RFID (kto czyta „Kod Biznesu”, ten wie). I wiecie, jak wygląda inwentaryzacja z takim systemem?
 


Wchodzę do pomieszczenia, strzelam spustem na terminalu i już wiem dokładnie, ile oraz jakich środków trwałych tu jest, zapisuję odczyt i idę dalej. Wystarczy na etapie wydawania sprzętu nakleić na nim odpowiednio trwałą etykietę, odczytać ją terminalem, wprowadzić nazwę, przydzielić mpk, człowieka lub lokalizację i już mamy podstawową bazę do sprawnej i szybkiej inwentaryzacji.

Wyobrażacie to sobie? Inwentaryzacja roczna wykonana przez jedną, dwie osoby w jeden dzień?

Inwentaryzacja RFID - to się dzieje samo!

Na polskim rynku jest kilka topowych w tym temacie rozwiązań. Miałam przyjemność testować kilka z nich, reklamowanych jako produkty gotowe.

Wszystkie miały swoje plusy i minusy. Wniosek jednak nasuwał się jeden: za niską ceną zazwyczaj kryły się chińskie komponenty (terminale, etykiety). Okazywało się, że aplikacja mobilna działa tylko „z tym” sprzętem, a sprzęt „nie czyta” albo etykieta się nie odczytuje… a podmienić komponentów nie można… Pojawiało się wiele frustracji.

Różni producenci próbowali przekonać nas w PDA IT, że ich etykiety są trwałe: nawet najmniejsze świetnie się odczytują, papierowe się nie drą, klej nie zostawia śladów itd. Osobiście testowałam etykiety:
- angielskie,
- chińskie,
- rumuńskie.

Niezawodne były tylko te od Zebry i nie piszę tego, żeby promować swojego partnera, tylko też szukałam oszczędności. Sugeruję każdemu, kto zdecyduje się na wybór systemu RFID, sprawdzić sprzęt od kilku producentów. Etykiety również - wszystko można wynająć, np. na tydzień za rozsądne pieniądze.

Z terminalami było podobnie: chińskie były lekkie i wygodne, miały duży ekran, więc i potencjał do fajnej aplikacji, ale okazywało się np., że dokumentacja, żeby zintegrować się z tym sprzętem, była po chińsku albo wcale jej nie było.

Finalnie swój system do inwentaryzacji RFID - PDA invent, zbudowaliśmy w oparciu o sprzęt i etykiety Zebry. Testujcie! Warto sprawdzić, zanim zainwestujecie w innowacje.

LinkedIn

O autorze

Joanna Chróściel